środa, 29 lutego 2012

Dla Córusi i mamusi


Jakiś czas temu zachwyciłam się sweterkiem Gosi, dokładnie tym wykonaniem. Oryginał już tak bardzo mnie nie zachwycał ;)


Potem szlag mnie trafił na pałętające się w koszu malutkie kłębuszki wełny (albo prawie-wełny), pozostałości po tym swetrze i jego poprzednikach. Wrzuciłam je do gara i pofarbowałam.


Następnie stwierdziłam, że wykorzystam je na karczek i zrobię sobie sweterek ciepły, na podobieństwo gosinego.
Pofarbowanej wełenki było tyle, że wystarczyło na mój karczek, karczek, mankiety i dół sweterka emilkowego i jeszcze zostało. Wełny z kadłubów to efsun - w moim czarna, u Emilki zielona.


Do obu sweterków marzą mi się zielone drewniane guziki, na razie takowych nie dostałam, jak dostanę, to zmienię.
O, ja naiwna :P

wtorek, 21 lutego 2012

Gail


Piękny jest ten wzór. Napatrzyłam się na chusty z tym motywem w tylu miejscach, i w takiej ilości, że już go miałam dosyć ;) Stwierdziłam, że oglądanie mi wystarczy, robić go nie będę.  


Tralala, figa z makiem :P Iza zrobiła piękną gail z bawełnianej nitki i mnie natchnęła.
Ta sama Iza chce, żebym wyspowiadała się z oglądanych seriali i noszonych w torebce kosmetyków. Nie uczestniczę w blogowych łańcuszkach, a teraz to nawet jakbym chciała to figa z makiem :P Seriali nie oglądam (w ogóle tv mogłaby dla mnie nie istnieć). Jasne, że w dzieciństwie oglądałam "Twin Peaks" stojąc w kącie pokoju, żeby coś zza pleców mi nie wyskoczyło, "Alternatywy 4" lecą w kółko, trudno się nie nadziać i mąż mocno się natrudził, żeby posadzić mnie przed ekranem w celu pogapienia się na " Californication", ale nie traktuję tego jako serialu, bo oglądaliśmy hurtem, po kilka odcinków, w ramach wieczornego seansu filmowego. Z kosmetykami jeszcze gorzej - nawet pomadki ochronnej przy sobie nie noszę. Oczywiście, wypacykuję twarz, w domu, zrobię oko, ale bardzo delikatnie i subtelnie, bo ja taka delikatna i subtelna jestem. *


Wracamy do gail: potrzebowałam czegoś na prezent dla Pewnej Pani i na drutach 4mm - pochwalić mnie, że wiem na jakich drutach robiłam ;) - z bawełnianej nitki Aria (100g/425m) wydziergałam rzeczoną.
Zmora jakaś, na dwa ostatnie rzędy musiałam rozbebeszyć drugi motek. Dobrze, że dwa kupiłam...
Wiecie co? kolor w kłębku bardziej mi się podoba niż w chuście - zwinięta nitka jest "przypudrowana", a w wyrobie puder gdzieś uleciał.


Jak wspomniałam, chusta jest prezentem, więc pakujemy....



... a jutro wydajemy.

* uwierzył ktoś? ;)

sobota, 11 lutego 2012

Chuścisko


Znów wrzuciłam na druty własnoręcznie uprzędzioną wełnę. Tutaj o niej było.


Pisałam już, że przerabianie własnej wełny to ekstatyczne doświadczenie? Nie? ;) To piszę - mmmm, ale czaaaad!


Wzór to bardzo swobodnie potraktowany dew drops.
Nie liczyłam drobiazgowo rzędów (choć właśnie żeby liczyć i nie myśleć po niego sięgnęłam, a co z tego wyszło to za chwilę), olałam też wszystkie lewe oczka na prawej stronie.


Liczenie i pilnowanie wzoru miło mnie oderwać od myślenia i zająć głowę i tak mi to szło, że wzór gdzieś w środku mi się rozjechał. No i trudno, prucie i szukanie błędu przekraczało granice mojej cierpliwości i chęci "niemyślenia", zostaje z błędem. Nawet nie wiedziałam, w którym dokładnie miejscu się rypnęłam, stwierdziłam, że dowiem się po blokowaniu ;)


No, dowiedziałam się i już, chusta i tak grzeje, z błędem, czy bez :P


Do tego jest ogrooomna! 


Na rząd zamykający oczka zabrakło mi nitki! Chusta przez jakiś czas była wykończona jasnym kid moherkiem i wyglądało to okropnie, jak doczepiona wata. Na szczęście znalazłam jeden mały moteczek chyba tej samej wełny, który gdzieś się zapodział i nie trafił z resztą do gara.  Dofarbowałam, jednak wyszedł mi inny odcień szarości, może użyłam innego barwnika? Nie wiem, ale i tak zostaje jak jest. Chusta nie ma pełnić funkcji ozdobnej, tylko grzewczo - otulającą i pełni - właśnie jestem nią owinięta a klikam przy otwartym oknie (czyli wlatuje do pokoju "kilka" minusów) i jest mi ciepło! :)


Przyjemnego zapiątku!