Teraz suche fakty (o niektórych już było):
1. Kupiłam "czesankę do filcowania", którą w garze pofarbowałam na zielono (barwnikiem do bawełny...) i przy okazji lekko ją podfilcowałam (niezamierzenie).
2. Twardo rwałam/skubałam i przędłam. Przy okazji okazało się, że czesanka puszcza farbę.
3. Gotową nić płukałam i płukałam, w końcu wrzuciłam na druty - ponad 300 oczek - i zaczęłam robić szal zwykłym ażurem. Dalej nić farbowała, ale dużo mniej.
4.Gdzieś tam pod koniec skróconych rzędów skończyła mi się zielona włóczka, więc dokręciłam sobie z czesanki naturalniej, szal skończyłam.
5. Całość poszła do gara, znów do zielonego barwnika - tym razem do wełny (kakadu)
(tu dygresja: do łez rozbawiła mnie instrukcja przygotywania farby :D )
Szal nieco się zbił, trochę tracąc na swej lekkości :(
I na tym skończę, bo cały ten szal ze swoim kolorem wywołuje we mnie skrajne odczucia i silne emocje !/.&;%^#$@*^^$(^&;%$#@&;?*!&;%$#
Tymczasem od Laury przyleciały czesanki które upchnęłam poza zasięg wzroku i rąk, aż wnioski wszelkie z powyższych eksperymentów przetrawię, gdyż mam zamiar dalej bawić się w kolorowanie i przędzenie.