Taaak.
Model pochodzi z włoskiego magazynu "Maglia" z sierpnia 2000r.
Włoskiego nie znam, ale to nie problem. Z opisu wyłapywałam liczby oczek, spoglądałam na zdjęcie w gazetce, a resztę sobie dośpiewałam* :)
Jest to trzeci sweter, który zrobiłam "na tę modłę": pierwszy z akrylu, sprzed wielu lat - wkurza mnie, że akryl, ale nie mogę się go pozbyć... Drugi już z mieszanki z wełną, "awansował" po latach na podomowy, i ten właśnie, szalchetny, bo z dropsowego Nepala (14-15 motków, druty 5mm).
Powstał dla Córki; wzór ściągaczowo-warkoczowy, długość całości i rękawów gwarantują (mam nadzieję), że jest to sweter na lata, że Młoda za chwilę z niego nie wyrośnie. Z resztą, na mnie też pasuje ;)
* w tym przypadku dośpiewałam sporo: kaptur zrobiłam inaczej niż w oryginale, pomajstrowałam przy warkoczach, ale największa zmiana polega na tym, że był dziergany w całości - bez szycia, od góry, "con-sronem".
Przyznaję, że było przy tym trochę "zabawy", żeby zgadzał się wzór, liczba oczek, do tego wyrobienie dekoltu... Jednak się udało i efekt jest bardzo zadowalający :)
Największą mordęgą okazało się wszywanie zamka. Postarałam się bardzo - jest wszyty między dwie warstwy dzianiny (od lewej strony dorobiłam pasek) - estetycznie to wygląda, warto było się poświęcić (stosowne zdjęcie zamieszczę, jak je zrobię...)
Udany udzierg :)
kolor ma ciekawy - niby szary, ale jak zestawi się go z czymś prawdziwie szarym , to widać wyraźną nutę wrzosowego (szary zamek, na przykład, wcale nie pasował).
pozdrawiam!
pees: zdjęcia zamka od lewej strony: