niedziela, 27 lutego 2011

Jest dobrze



Po pierwsze: co prawda ominęły mnie warsztaty przędzenia, które właśnie trwają w Poznaniu, jednak wczoraj udało mi się dotrzeć na (pierwsze dla mnie) dziergane spotkanie przy kawiarnianym stoliczku :) Baaardzo miła sprawa! Odstawałam trochę od grupy, bo nie wzięłam drutów ( z premedytacją), za to miłe dziewczyny uczyły mnie podstaw frywolitek! Poćwiczę jeszcze, bo co mi szkodzi, może kiedyś, jak już stwierdzę, że nie chcę żadnego swetra (?? czy to możliwe?), się zabiorę za frywolenie ;)



Po drugie: wielbłąd od Basi zyskał formę. Podwójna nitka, 220 metrów.


Na początku było źle, nie potrafiłam ujarzmić czesanki - rozpadała się w rękach, zanim jeszcze stała się nitką. W końcu jednak dogadałyśmy się - brałam cieńsze pasma i jak umiałam, tak uprzędłam.
Singla kręciłam na długopisowym - jest lekkie, a podwójna powstawała na drewnianym wrzecionie.
Wełna jest miękka i ma bajeczne kolory - zasługa Basi :)


Po trzecie: też z serii "jak umiałam..." - pofarbowane przez mnie bfl, 2ply, 410 metrów. Część już przewinięta w kłębek, część jeszcze w paśmie.


Podoba mi się, jak z dwóch barwników powstało kilka odcieni kolorów. Pomarańcze - od żarówiastych, po brąz, to samo z zieleniami - od jasnych, turkusów właściwie, po ciemną, "brudną" zieleń. Ciemne barwy są wynikiem zmieszania się kolorów w garze. Efekt niezamierzony, ale zadowalający :)




Nie przędę żadną metodą, po prostu - jak leci, co wyjdzie, to będzie ;)

Właściwie nie jestem dalej pewna, czy dobrze robię - przekręcam? nie dokręcam? - wiedzy teoretycznej brak, ale to jest do nadrobienia :)
Kręcąc podwójną nitkę cały czas się zastanawiałam - czy to możliwe, żeby to było takie proste? czy coś kopię?

Wełenki nie są równe, ale nie przeszkadza mi to. Przyjemność z kręcenia - wielka, a z przerabiania własnej wełny na drutach - ogromna ;)



Słonecznej i leniwej niedzieli życzę!

środa, 16 lutego 2011

Sweter z elementem


Zrobiłam sobie sweter.
Ale nowość :P


Kręcę się przed lustrem w nowym wytworze, widzę spojrzenie męża...
- Sweterek sobie zrobiłam...
- Taaa? no co ty...
Tym razem jeszcze padło: "taki.. ochłap jakiś..."


Niech mu będzie, że ochłap, ale jaki szlachetny!
Część czarna to kid mohair, przerabiany podwójną nitką; chciałam pojedynczą, ale prawie go nie było widać ;)
Część pstra, czyli element - to moje dzieciątko uprzędzione własnoręcznie, jeszcze na wrzecionku długopisowym, nitka pojedyncza, merynos z jedwabiem, tu o tym pisałam.
Całość na drutach 3mm.


Pomysł i wzór ażuru zaczerpnięty od Fanaberii, o, tutaj :)




Podoba mi się. Lubię go, miły z niego sweterek :)
  

piątek, 11 lutego 2011

2

1. Dostałam dzieło sztuki farbiarskiej :)


Basię - Fanaberię wkurzyły chyba moje garnkowe eksperymenty i przysłała mi wzór do naśladowania ;)
Jest to, Proszę Państwa,  wielbłąd z jedwabiem i Pani Profesor poleciła mi uprząść z tego nitkę. Dobrze, będę prząść i szlag mnie trafi jak to cudo spieprzę! a już mam pomysł jak owego wielbłąda "zdrutować", więc muszę się pozytywnie nastawić do tej roboty ;)

Czesankę mam przed nosem i jest o wiele piękniejsza niż na zdjęciach, ma więcej odcieni - ciemno za oknem i nic nie poradzę :(

Basiu - jeszcze raz dziękuję!!! :)



2. Zrobiłam pierwsze w życiu skarpetki :) Naoglądałam się pięknych skarpet u Brahdelt, Iza zapewniała, że to prościzna, więc spróbowałam.


Nie spodziewalam się, że tak od razu wyjdzie mi coś noszalnego, więc wygrzebałam z włóczkowego kosza moteczek niewiadomego pochodzenia samotnie się pałętający, ale pomna poprzednich doświadczeń z "pierwszymi" rzeczami (jak chusta, czy rękawiczki), stwierdziłam, że jednak warto choć ciut się postarać, bo może akurat się uda...


No i mam skarpetki do wycierania domowej podłogi ;) tylko powinnam je czymś przyhamować, bo jeżdżę jak na łyżwach.
Przy następnych już bardziej się postaram; fakt, to rzeczywiście prościzna :)

Zapowiedź: już niedługo zawalę Was toną zdjęć swetra z "elementem".

miłego końca tygodnia :)

wtorek, 1 lutego 2011

Szare, bure lub pstrokate

czyli o tym, co zmalowałam.


Najpierw na nowym wrzecionie uprzędłam ponad 700m pojedynczej nici. Czesanka corriedale, kupiona w Kaszmirze. Dokładnie ile mi wyszło tych metrów - nie wiem, bo czegoś po drodze nie zapisałam, a potem z głowy uciekło.
Niteczka powędrowała do gara i  było to jak dotąd najbardziej udane farbowanie :) Rano ją "ugotowałam", potem wylazłam na cały dzień z domu, a wieczorkiem woda w garze była przejrzysta, płukanie poszło raz-dwa i już. Nie jest to szczyt szczytów, ale i tak się cieszę z efektu :)


Odkąd mam drewniane wrzecionko, moje "długopisowe" gwizdnęła Emilka. I kręci! W szoku jestem, oto jej dzieło:

corriedale Emilki
  Dziecię zdolniejsze ode mnie :)

Wpadłam w szał farbowania. Efekty - hm...
 uzyskałam 100% filcu :)
To znów ta nieszczęsna "czesanka do filcowania", z którą już walczyłam i mam z niej zielony szal (swoją drogą - bardzo się lubimy). Jednak jestem przekonana, że tę partię załatwiłam płukaniem - zbyt mocno pastwiłam się nad pofarbowaną czesanką. Postanowiłam tego nie skubać, splotłam w warkocz i mam węża...


 ...którego można zatrudnić w charakterze szalo - naszyjnika. "Ozdoba" iście zimowa, grzeje ten filc jak piec :)

to co mam na oczach to oczywiście zgrywa ;)


Jak myślicie - z ilu kolorów powstał "wąż"? :)


Mimo mizernych efektów i dzięki pomocy Fanaberii kolorowałam dalej :)

Następnych czesanek już tak mocno nie sfilcowałam, dają się prząść. Już wiem, że muszę bardzo uważać przy płukaniu, Basia udzieliła mi dokładnych instrukcji - dzięki Ci, Dobra Kobieto!!


Powyżej - "czasenka do filcowania", poniżej - bfl (z Kaszmiru).


Kolory są nieco odjechane, przyznaję, że kolorowałam bez jakiegoś planu. Lubię połączenie zieleni i pomarańczu, więc tych kolorów użyłam, przy czym - na opakowaniu stało : CIEMNA zieleń. Co wyszło - widać :)
Teraz będę kręcić co się da. Na razie wzystkie naturalne owce, które miałam w domu kolorki dostały i w farbowaniu nastąpi przerwa.

PS. kolorowałam rodzimymi farbkami - kakadu, lub "z motylkiem".

pozdrawiam!