Kolor do kitu i filc po prostu, ale to nic, nie zrażam się, eksperymentuję dalej:
Na fotce wyżej wełenka mojej produkcji w trakcie doświadczeń; ciekawe co tym razem pokićkam... Ale i tak nie odpuszczę, będę próbować, bo zawzięta jestem.
Wspominałam, że na szybko kupowaliśmy lodówkę, i że ma to związek z wełną. Nie może być? otóż może :)
Lodówka stoi we wnęce, mikrofala (stara, do której instrukcji niet) stoi na niej. Musiałam wiedzieć jaką ma moc i w celu zdobycia tej informacji Łukasz próbował dostać się na tyły kuchenki gdzie to stało napisane. W trakcie tej operacji kabel wyskoczył z gniazdka (współnego z kilkoma innymi urządzeniami), a przy ponownym podłączaniu poszła iskra, było zwarcie i lodówka padła.
Przez swoje wełniane kaprysy zabiłam lodówkę.
Lekkie poczucie winy mną targnęło, ale wiecie co? Łukasz się ucieszył! Miała już swoje lata, była po naprawie, a dalej działała "tak sobie" i koszmarnie hałasowała, Ł. od dawna marudził o nowej...
Czyli można rzec, że przez swoje wełniane kaprysy spełniłam marzenie męża ;)
No i lataliśmy za lodówką. Wiem, że można kupić przez internet, ale jednak wolę obejrzeć, dotknąć osobiście.
Wybraliśmy, kupiliśmy, przyjechała, działa cichutko i historia lodówkowa powinna się skończyć.
Ale...
Gdy nowa była w drodze, a starą wystawialiśmy z wnęki Ł. poruszał jakoś kablami.
I wtedy ożyła.
Tym razem solidne poczucie winy mną targnęło, że zaśmiecę świat sprzętem jeszcze działającym. No dobra, ledwo działającym.
Jak widać, konsekwencje farbowania wełny bywają nieprzewidywalne...
PS. a na deser okazało się, że instrukcję od mikrofali jednak mamy :D