piątek, 30 lipca 2010

Łazienka

Tkaitka - witam! Ten zapinany sweterek robiłam dla siebie, ale Mamuśce się spodobał i lepiej na niej leżał niż na mnie, więc go dostała :)

Tereso - fajnie, że pocztówki się przydadzą :) A Chmielewską lubię...

Dziś specjalnie na życzenie Brahdelt - nasza mała łazienka w malutkim mieszkanku.
Szpecą ją trochę rury, ale do wszystkiego można się przyzwyczaić.




Remontował Teść, my tylko lataliśmy po sklepach, wybieraliśmy i kupowaliśmy; bardzo przyjemne to było :)




Tu wisi sobie koszyczek na zagubione skarpetki, bardzo się przydaje, w końcu pary się odnajdują.


Lampki - jak je zobaczyłam, to już innych nie chciałam.


Kafelki na ścianach też mają motyw kwiatków. Widać to trochę?



Wiem, że to śmiesznie zabrzmi, ale bardzo lubię naszą łazienkę. Zrobiliśmy ją po swojemu i zwyczajnie nam się podoba. Do tego, choć nie ma okna, nie ma w niej wilgoci, pranie szybko schnie, a zimą jest bardzo ciepła (dzięki rurom od cieplika).
I jako jedyne pomieszczenie w domu, w którym można się zamknąć i nie obawiać się, że ktoś z wrzaskiem wleci (mam na myśli dzieci), pełni często funkcję budki telefonicznej :)

Deklaracja: następny wpis już robótkowy będzie.

środa, 28 lipca 2010

Zakładki

Monotema ostatnio napisała o zakładkach do książek, zainspirowała mnie i postanowiłam Wam pokazać, co w moich książkach siedzi.

Siedzą mianowicie pocztówki. Nie kupuję ich specjalnie do tego celu, po prostu jak potrzebuję, to się jakaś znajduje. Niektóre - kupiłam bo mi się spodobały, inne - jako pamiątki z jakiegoś miejsca, pochodzenie większości jednak nie jest znane, po prostu "się wzięły" i już.



Aha, nie są to kartki, które przyszły listonoszem.
Zapisuję je sama - autor i tytuł przeczytanej książki. I tak od wieeeelu lat. Dawno temu zaznaczałam jeszcze w ile dni daną ksiażkę połknęłam :) Potem zaczęłam pisać rok i miesiąc czytania.
Zbieram je, a jakże :)


Niestety nie mam wszystkich. Obecnych jest 15. Najstarsza datowana '98. Miałam więcej, bo widzę, że wielu tytułów mi brakuje. GDZIEŚ SĄ, mam nadzieję, że nie przepadly na wieki i jeszcze w ręce mi wpadną.
Na każdej zmieściło się 16 - 21 książek, policzyłam i wyszło mi z pocztówek 267 przeczytanych książek. Ale wiem, że to nie wszystkie które pochłonęłam :)



A ile jeszcze przede mną! Bardzo lubię zerkać na półeczkę, na której stoi kolejka tomideł i czeka na pożarcie :D


Dziś mam dzień urlopu od dzieci. W domku hałas innego rodzaju (muzyczka gra), plany na dzień wolny w trakcie realizacji, tralala :) I mam w nosie, że pada i jesień się zrobiła; postanowiłam wyciągnąć Łukasza na kawę do ogródka kawiarnianego, to wyciągnę i basta. Najwyżej zmarzniemy :P

wtorek, 27 lipca 2010

Dla Mamuśki mej

Narobiłam dla Mamy tyle bluzeczek, sweterków, topów... że aż sama czasem się dziwię, jak otwieram jej szafę.
Ostatnio udało mi się z aparatem w ręce dorwać Rodzicielkę, więc ją opstrykałam.

Kiepską jakość zdjęć wybaczcie; były robione na szybcika i przeze mnie (Łukasz zrobiłby lepsze...)

Sweterek powstał na bazie fotki z włoskiej gazetki (nie pamiętam tytułu). Podwójna nitka, ta sama co w tej chuście (tam była pojedyncza). Kiepsko to widać, ale guziczki ma śliczne :)





Pstry topik z Sandry. Kolory na zdjęciu wyszły dość blado.
Maty kupiła na to za dużo włóczki i z rozpędu też sobie taki zrobiłam i nawet czasem zakładam na się. Ja, miłośniczka czerni :)

Teraz na drutach mam kolejne czernidło - pomysł z głowy, nic ciekawego w sumie. Łucja spała dziś jak suseł kilka godzin, miałam mnóstwo czasu na dzierganie rekawków, co radośnie czyniłam. Potem Mała się obudziła, a ja doszłam do wniosku, że rękawki będą za wąskie, a ja za wąskich nie chcę, więc pozdrawiam wszystkich Zaglądaczy i lecę pruć i zaczynać od nowa...
papa!

sobota, 24 lipca 2010

Trochę ogródkowo, trochę robótkowo

Brahdelt - to nie mój osobisty ogródek, ale czuj się zaproszona ;)

Zulko - racja, racja, Twoje pytanie skłoniło mnie do przerycia setek zdjęć stamtąd i pokazania kilku.
Miejsce ma swój klimacik. Jeszcze dziś do południa biegałam tam po trawie w ulewie (hm, to akurat wcale nie było zbyt fajne).

A kiedy nie padało...
było duuużo przyjemności, o takich na przykład: dzierganie na fotelu pod krzakiem.








To ta bluzeczka, o którą kiedyś pytały jedna z drugą ;)
W ramach rozrywki było też spanie w namiocie, ale takie w wersji lux - z podusiami, kołderkami i lampką na prąd, żeby tatuś mógł poczytać dziecku bajeczkę przed snem :)


I było też dmuchanie świeczek na okoliczność urodzin Emilki. Fajną datę sobie wybrała do przyjścia na świat - 22 lipca :)




W prezencie dostała coś, czym ja bardzo chętnie się zajęłam, ale o tym innym razem napiszę :)

wtorek, 20 lipca 2010

Zielone drzwi, czyli klimaty ogródkowe

Ogródkowy domek to dzieło rodziców Łukasza. Domek "otwarty", ciągle ktoś tam przesiaduje, wszyscy z rodziny lubią to miejsce.
Każdy mebelek, filiżanka, lampa, garnuszek, mają swoją historię, wiele przedmiotów wojnę jeszcze pamięta..

No, ten serwis akurat nie :)



Klimatyczna sypialenka, tu są rzeczy jeszcze chyba sprzed wojny, pamiątki po dziadkach Łukasza.

Współcześnie - widmo na huśtawce:


trawnik to właściwie łąka, ale nikomu to nie przeszkadza




Tu dziecię wbrew pozorom nie dłubie w nosie ;)
(miała jeszcze służącego, co jej ciacha na ten hamak przynosił...)


wieczorny spokój...



dzwoneczki intensywnie eksploatowane przez dzieci, jakoś jeszcze wiszą...


Teraz powinnam się pakować, bo jutro znów tam jedziemy na kilka dni :)

Pozdrawiam!

poniedziałek, 19 lipca 2010

Wszystko już było

Było ogródkowo przez kilka dni; upalnie w słońcu, przyjemnie w cieniu, porzeczki prosto z krzaka, ciepła woda w jeziorze...

Potem znów była Kuźnica, bez porzeczek (za to z pyyyysznym grilowanym łososiem) i z chłodną morską wodą, ale upał dopisał ;) Lunęło jak ruszyliśmy w drogę powrotną :)

Taka bluzeczka też już była, niedawno, ale zrobiłam sobie drugą, czarną.





I to tyle na dziś, jakaś niezbyt przytomna jestem, ciężko mi sklecić sensowne zdanie...
Pozdrawiam :)

poniedziałek, 12 lipca 2010

Kuźnica

Dziś bez robótek, za to o moim miejscu nad morzem. Jeśli mam jechać nad Bałtyk, to tylko tam, do Kuźnicy na Półwyspie.
Hałaśliwe kurorty z masą ludzi, plażą, do której trzeba iść kilometrami, a której i tak nie widać zza tłumu - to nie dla mnie.
W Kuźnicy jest spokój, wąskie uliczki wijące się między starymi chatkami rybackimi, piękna plaża z delikatnym piaskiem, las, droga rowerowa nad Zatoką, pociąg który widać z brzegu...

Jak wygląda morze, każdy wie, więc kilka zdjęć Kuźnicy teraz nastąpi.










Zdjęcia są archiwalne; tym razem jakoś nie było czasu latać z aparatem :)
Zrobiłam tylko dwie, zupełnie nie morskie, fotki stojąc na balkoniku przy pokoju:


Spędziliśmy tam tylko sobotę; w planach była jeszcze niedziela, ale niedzielne powroty z Helu nie należą do łatwych i przyjemnych... Za to Emilka z moją mamą "wakacjują" i w piątek znów powinniśmy pojawić się tam w celu "odebrania towaru" ;)
PS A u Zulki są leśne cukierki!! :)

czwartek, 8 lipca 2010

Ryczka i doniczka, a Laura rozdaje

Laura ma na wydaniu śliczną wełenkę. Się zapisałam naturalnie :)

*****

Pomalowałam sobie doniczkę. Dla mnie to nowość, więc o tym trąbię.
Doniczka to taki wielkanocny koszmarek dodawany przez pewną firmę czekoladową do zestawów dla dzieci. Dotąd straszyła na żółto, teraz straszy na biało.
Jak Łukasz malował inną doniczkę, to ładniej mu wyszło, niż mi :(
Ale ja mam satysfakcję, bo to moje dzieło i już mnie tak w oczy nie kłuje jak przedtem :)



Pomalowałam też sobie ryczkę (nie-Poznaniakom wyjaśniam: to taki malutki taborecik).
Ryczka była dość wysłużona i straszyła w łazience, w której rezyduje i jest bardzo przydatna. Łazienka czarno - biała i drewniany stołek zupełnie mi tam nie pasował. Przez ponad rok na to się wkurzałam. W końcu stwierdziłam, że muszę spróbować i okazało się, że umiem pomalować ryczkę na biało :) Choć idealnie nie jest, to jestem z siebie dumna :)

Oto ryczka w środowisku naturalnym:






A w łikend jadę nad morze! :)))

poniedziałek, 5 lipca 2010

Tramwajowe objawienie




Przedstawiam bluzeczkę z mojej "wizji". Prościzna taka.
W tramwaju mi się ukazała, to i zdjęcia przystankowo - tramwajowe ;)







Piątkowy spacerek polegał głównie na czekaniu na tramwaj, aż wjedzie w kadr ;)

Jednak potem zlądowaliśmy w kafejce; wiecie, że w ten upał nie mieli mrożonej kawy? szok... Ale chociaż dobre ciacho było.



Bluzeczka jest z sonaty. Nie wiem, ile poszło, bo miałm ją z odzysku. Druty 3mm, ażurek odpatrzyłam z Sandry (6/2001), wykończenie szydełkowe i jest prościzna, którą bardzo lubię.
Tak bardzo, że dzieje się już następna, czarna :)

Oczywiście, że jest więcej zdjęć tramwajowych, tutaj zapraszam :)

Pozdrawiam!