niedziela, 27 czerwca 2010

Się pochwalę!


Mówią, że "prawie" czyni wielką różnicę, ale tym razem mi to nie przeszkadza.

Sol Levante, druty 4,5mm, wzór "na oko" + ściąga w postaci tego opisu , zbieranie kwiatków w polu i mamy zadowoloną Agatę ;)












Brzeg trochę się zawija, ale to nic. Jedyne, co nie daje mi spokoju, to... to okropnie śmierdzi!!! Nie wiem, czy to ten jedwab? Pranie mało dało, może dłużej powinno się moczyć? Jak ktoś ma jakiś pomysł w jaki sposób pozbyć się tego zapaszku, to chętnie przygarnę...
Kto ma ochotę obejrzeć więcej zdjęć - zapraszam tutaj. Wyjaśnię tylko, że Łukasz ma "lekkiego" bzika fotograficznego, a ja (jak widać) chętnie pomagam mu w realizowaniu pasji ;)
*****
Magdo - kolor faktycznie jest obłędny - taka mocno dająca po oczach czerwień :)
Zulko, fajnie, że doceniłaś moje starania w komputerowym "odziewaniu" dziecka :)))
*****
Słonecznej niedzieli!

czwartek, 24 czerwca 2010

Wczoraj

Wczoraj był Dzień Taty i z tej okazji Dziecię Starsze biło pianę.



Dziecię Młodsze przytargało krzesło i w biciu piany asystowało.
[nie ma to jak socjalizacja ;) ]


[spódniczkę "założyłam" fotoszopem :))) ]
Z piany wyrosła przepyszna beza. Robiłyśmy wg przepisu Ushii.


Tatuś prezentem zachwycony :)
Później była uczta, mniam...







A ja po raz drugi skończyłam abrazo. Właściwie nie powinnam używać tej nazwy, gdyż jest to kolejny wytwór "na motywach". Tym bardziej, że dzięki uprzejmości effci zorientowałam się, że miałam dobrze, a poprawiłam na źle... Jednak zostaje co się zrobiło i się blokuje już nawet, o:


I może zrobię sobie jeszcze jedno...? Turkusowe na przykład...?

Zdjęciami ze mną jeszcze Was zmorduję ;)
Aha, magii, na ravelry figuruję jako Agata po prostu (albo gusiaD), ale oprócz fotki w profilu, takiej samej jak tutaj, to nic tam nie mam! Ravelry to jest klęska urodzaju normalnie...

wtorek, 22 czerwca 2010

Się pożalę.

Jeszcze raz dziękuję za miłe słowa pod poprzednim postem :)
Zawsze mam dylemat - odpowiadać na komentarze w komentarzach, czy w następnym wpisie? Nigdy nie wiem, kiedy ten następny wpis nastąpi, więc robię raz tak, raz tak i na razie pewnie nic nie postanowię.

*****

A teraz się żalę.
Zrobiłam sobie abrazo. Wczoraj wieczorem skończyłam. Wzoru nie nabyłam, więc dziergałam na oko, na podstawie zdjęć i tego co o nim napisano tu i ówdzie. Szło mi nawet całkiem nieźle. Ale jednak się rypnęłam, częściowo nawet świadomie (w części "dziurawej"), jednak kończyłam robótkę z nadzieją, że będzie dobrze. No i wyszło PRAWIE. Mogłabym zostawić, ale to PRAWIE mnie strasznie gryzie i swędzi i łupie w kościach, więc pruję.
Nie całe na szczęście, ale jednak dość dużo....

Pocieszam się myślą, że jak naprawię błąd i wyjdę "na prostą", poleci już z górki i to przyjemnie.


Wygadałam się, grrrrr.

A teraz, ze złości czerwona jak włóczka z której robię, wracam siać dzieło zniszczenia.

Aha, Kasiu, nie poddawaj się skróconym rzędom! Jak się uporam ze swoimi to sama ocenisz, czy mi wyszło, w razie czego służę pomocą :)

sobota, 19 czerwca 2010

Chusta z merino


Dziś dużo zdjęć, mało tekstu.

Merino jest cudne - w robocie, blokowaniu i noszeniu. Zdecydowanie chcę tego więcej! na jakiś sweterek... kiedyś sobie kupię....
Na razie mam chustę i się cieszę :)



Wzór, którym zaczęłam wkurzył mnie po jakimś czasie - dwustronny - i to liczenie mnie tak irytowało, więc dalej leciałam "jednostronnym bezliczeniowym". Nuda straszna, taka do myślenia o niebieskich migdałach...



















Zdjęć z "sesji" znów cała tona, chętnych zapraszam tutaj, jest więcej.
Miłej niedzieli!

piątek, 11 czerwca 2010

Z życia uzależnionej...

Tereso, za akrylem nie przepadam, ale w tej "apaszce" go lubię.

Lacrimo, we wrześniu to ja będę Tobie zazdraszczać piwonii :)

Kasiu, toż to chyba tak samo cienkie jak dlg; leży u mnie jeden kłębek i czeka, może się doczeka, jak dlg skończę...


Nie wiem, jak zacząć, żeby składnie wyszło. Chyba będzie chronologicznie.

1. Lektura dzierganych blogów bardzo podnosi mnie na duchu; wynika jasno, że nie tylko ja jestem taka nawiedzona, że każdą wolną chwilę spędzałabym na sztrykowaniu ;)
Czasami gdy dłubię, zastanawim się ile innych w tym samym momencie liczy te oczka, pruje, itp.... (tu przyszła mi na myśl Amelia z "Amelii", która też zastanawiała się "ile w tej chwili", ale o co innego jej chodziło...).

2. Brahdelt miała genialny pomysł i rzuciła wyzwanie. Oglądanie tych prac - fantastyczna sprawa. Poznanie opinii autorek o swoich dziełach wpędza co prawda w dolinę - większość tych nie-za-bardzo to moim zdaniem cudeńka niesłusznie odstawione. Ale jeśli komuś nie leży...
Sama robię coś, żeby to nosić. Nie znaczy to, że jestem w 100% zadowolona i zachwycona wytworem - generalnie się czepiam. Ale noszę, niektóre rzeczy częściej, inne rzadziej, a te do których mam duże wąty albo wydaję, albo pruję. Dziś właśnie jedna bluzka zakończyła żywot, ale o tym za moment.

Mam jedno takie (porażka), przez które nauczyłam się czytać szydełkowe schematy. Czasem noszę i się wkurzam; powinnam spruć. Na razie jest do użytku domowo - piaskownicowego.



Miałam do tego wdzianka kilka podejść, nie mogłam dobrać włóczki. Albo we wzorze jest błąd, albo za każdym razem coś kopałam, ale wychodziło źle. Wersja ostateczna też jest "zła" - tam, gdzie zaczynają się ananasy, między nimi, tworzą się "górki". Na tym zdjęciu tego nie widać, ale doprowadza mnie to do szału.

No i nie ten kolor...

Za to te dwie bluzeczki noszę namietnie i to chyba od trzech lat. Już po nich widać, że mocno używane; obie z sonaty.

Zdjęcia właśnie z "noszenia", więc obiekty widać średnio.









Tych, które noszę i lubię mam więcej, ale zdjęć brak.
3. Uzależniona myśli o swoim nałogu, wiadomo. O motywach, wzorach, włóczkach, o tym , czego jeszcze nie ma, a chciałaby mieć, o rzeczach do zrobienia...
Jechałam dziś rano tramwajem; wsiadła dziewczyna w zwyczajnej, lekko rozkloszowanej spódnicy (wszędzie takich pełno) i równie zwyczajnym topie na ramiączkach (wszedzie takich pełno). Zestaw ładny. I nagle miałm widzenie - objawiła mi się bluzeczka, nic wyszukanego, prościzna, ale z detalami: konkretny materiał, fason, ażur, wykończenie... Materiał mam, pewnie nie wytrzymam i zacznę robić to "objawienie", choć spróbuję...
4. Tramwajem jechałam w celu odstawienia Młodszej do babć (są dwie -babcia i prababcia - mieszkają razem. I jest jeszcze jedna babcia i jeszcze jedna prababcia, ale one już mieszkają gdzie indziej). Wracałam sobie pieszo (godzina dzikiej radości ze swobodnego łażenia), a że zabrałam ze sobą na wszelki wypadek jedno dzieło do odstrzału, to w czasie spaceru - prułam. Szłam, gębę wystawiając do słońca, z torby ciągnęła się nitka, rączki zwijały w kłębek i bluzki już nie ma.
Koniec pisaniny. Składnie i tak nie wyszło.
Idę oddać się w ręce nałogu, choć bardziej pasuje: wziąć nałóg w swoje ręce. Może skończę coś zanim zacznę następne? Aha, chustę z merino skończyłam tydzień temu, dziś wreszcie się blokuje :)

poniedziałek, 7 czerwca 2010

Prototyp 2

Kasiu - oczy całe i dalej piękne, w ogóle obyło się bez strat w ludziach ;) A za cienizny warto się zabrać, bo one tylko tak straszą, jak je się dotyka, a w robocie taka niteczka jest bardzo przyjemna!

Drugi prototyp też na szyję. Spotkał się z żelazkiem, więc prezentuję.


Tym razem chciałam pobawić się z wzorem.
Podstawą była TA chusta; moja jest odległa od oryginału mniej - więcej jak ekranizacja "Solarisa" od powieści Lema, ale z założenia chciałam zrobić coś na motywach, na próbę.
Zużyłam 3 motki akrylu "etamin"; kupiłam akryl, żeby w razie porażki dużo nie stracić... Ale, wyobraźcie sobie, że jestem zadowolona! :)


Jest leciutka i chłodna, taki rodzaj apaszki.





Jak ją tak zamotam, to i tak wzoru nie widać, ale miło się nosi.





A w domku trochę lata przywiezionego ze słonecznego ogródka.
Uwielbiam piwonie :)







Pozdrawiam!