sobota, 15 maja 2010

Słów kilka

Dziękuję za miłe przyjęcie mojej lunowej chusty :) Wiecie, jak się czyta takie pochwały, to aż człowieka rwie do roboty....
I tak mnie wyrywało, że się wczoraj wzięłam za sławną DLG.
Najpierw zwijanie tego kilometra z ogonkiem. Za pomocą krzeseł z oparciem i rąk własnych. Trwało coś około godziny....
A wieczorem, gdy byłam już nieco nieprzytomna (o tym za chwilę) chwyciłam druty i zaczęłam tej uroczej wełence nadawać jakąś formę. Jeny, wiedziałam, że to jest cienkie, ale nie że aż tak!!! Normalnie ręce mi się trzęsły.

A nieprzytomna byłam, gdyż Dziecię Mniejsze podupadło na zdrowiu i dwie poprzednie nocki należały do "takich sobie". Mała co chwilę się budziła, a jak spała, to z nami i chrapała mi w ucho :/ Ale już jest jej lepiej :)
Wracając do przejść drutowych: nadawanie formy szło opornie nie tylko z powodu zmęczenia i cienizny którą ledwo czuć,ale też wzoru (prościutkiego w sumie), w którym coś mi nie pasowało. Jak się okazało słusznie - w końcu do tego doszłam - był błąd w druku. Ufff, zadowolona poszłam spać.
A dziś odkryłam, że do robótki chwyciłam dwie iglice (uwielbiam to określenie, moja babcia go używa) o różnych grubościach. To nic, że miały nawet końcówki w innych kolorach. Nie zauważyłam.


Wpadłam sobie dzisiaj na malutkie zakupy do zamotanej Uli. Jak u niej miło i włóczkowo pisała kiedyś Izuss - prawda to, jako żywo.
I jeszcze jeden mały zakupik dzieje się internetowo :))) ale na razie o tym ciiiichooo..


Wydzierganych nowości zdjęć na razie nie mam, ale żeby nie było tak zupełnie bezzdjęciowo, to dwa terenowe sprzed lat kilku, jedengo z moich ulubionych sweterków. Z kapturkiem i na zameczek.





No, to se pogadałam.
Życzę cieplejszej niedzieli (dziś biegałam w grubym, wełnianym ponczo i zmarzłam).

1 komentarz:

  1. sweterek z warkoczami piekny i do tego ma kapturek to juz mistrzostwo jak dla mnie a co do uzlaeznienia wloczkowego to chyba sie tu wiecej kandydatek/ow znajdzie z takim samym stanenm chorobowym:))))

    OdpowiedzUsuń